niedziela, 23 listopada 2014

Meitsa: Złamane serca


             Na polanie w środku lasu znajdowały się dwie postacie. Jedną z nich był mężczyzna o fioletowych włosach, drugą kobieta o włosach koloru blond. Stali naprzeciw siebie i o czymś rozmawiali. Gdyby przyjrzeć się bliżej, to można by było dostrzec, że po policzkach kobiety spływały łzy.

-Xellos, proszę... powiedz, że to nieprawda... - wydusiła z siebie Filia.
-Już ci mówiłem i nie będę powtarzać. Nawet nie masz co sie łudzić, że nagle zmienię zdanie. - mówił do niej z wyższością.
-Ale... ale ja myślałam, że podczas naszej wspólnej wędrówki... - tu głos jej sie załamał - coś nas łączyło...
-W takim razie pomyliłaś się. I wiesz co? - podszedł do niej bliżej, tak blisko, że ich nosy prawie się stykały - Udowodnię ci to!

* * *

            Peryferie miasta. W jednym z domów przy stole siedzieli czarodziejka i szermierz. Milczeli, ale to była cisza przed burzą...
-Gourry, odchodzę...
-Nie rozumiem. Co masz na myśli? - obawiał się najgorszego.
-Dobrze wiesz. Odchodzę od ciebie. Nie mam zamiaru włóczyć się razem z tobą bez przyczyny! - krzyknęła na niego.
-Ale Lino, ja ciebie... - urwał - ja ciebie kocham... - spuścił głowę. Ku wielkiemu zdziwieniu na dziewczynie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
-Tak... I co jeszcze? - spytała znudzona.
-Jak możesz, Lino! Nic cię nie obchodzą czyjeś uczucia?! - powiedział zrozpaczony.
-Ależ oczywiście, że obchodzą. Dlatego zamierzam być z prawdziwą miłością mojego życia. Zresztą wiesz, serce nie sługa. - wstała i pokierowała się w stronę wyjścia.
-Prawdziwą? To znaczy z kim? Lina!!!

* * * 

            Zamek Saillune. Od ostatnich wydarzeń Zelgadis zamieszkał razem z Amelią. W królestwie krążyły pogłoski o przyszłym zięciu króla i lud z niecierpliwością czekał na ślub księżniczki. Niestety. Parę dni temu Zelgadis wyruszył w drogę nikomu o tym nie mówiąc, nawet Amelii. Zaniepokojona księżniczka postanowiła, że musi go odszukać. Miała złe przeczucia...

* * *

-O co ci chodzi? Co chcesz zrobić? - patrzyła na niego z lękiem.
-Tak... tak Filio, bój się. To dodaje mi energii.
-Xellos, proszę. Przestań! - złapała się za głowę.
-Udowodnię ci jak bardzo się myliłaś, droga Filio. Nie zapominaj, że jestem Mazoku, a ty Ryuzoku. Jesteśmy wrogami i z przyjemnością zabiję ostatniego przedstawiciela tej rasy. Wpadłaś prosto w paszczę lwa.
-Nie wierzę. Kłamiesz. Chcesz mnie po prostu nastraszyć, prawda?
-Oj Filio, Filio. - pokręcił głową - Nie wiesz, że nadzieja jest matką głupich?
-Nieprawda. Zawsze trzeba mieć nadzieję. To ona trzyma nas przy życiu.
-Nie! W życiu trzeba być wszystkiego pewnym, nie można mieć wątpliwości. A ja mówię ci, że nigdy cię nie kochałem, nie kocham i nie będę kochać. Rozumiesz to , ty głupi Smoku?!
-Nie... Za bardzo cię kocham żeby w to uwierzyć. Proszę. Powiedz, że mógłbyś mnie pokochać tak jak ja ciebie. - powiedziała spokojnie.
-Zaraz nie wytrzymam! Czy ty nie rozumiesz co do ciebie się mówi?! Jestem Mazoku, stworzeniem ciemności, żywię się negatywnymi emocjami. Każde pozytywne uczucie mnie osłabia. Gdybym nawet się zakochał zabiłoby mnie to, a głupi nie jestem.
-Nie zabiłoby jeśli wierzysz w cud miłości...
-W co?! Mam tego dosyć! Skończmy z tym cyrkiem! - skierował laskę na Filię. Klejnot zaczął się jarzyć czerwonym blaskiem.
-Dobrze. - spoważniała - Jeśli naprawdę coś do mnie czujesz, nie zaatakujesz mnie. A jeśli aż tak mnie nienawidzisz, niech umrę.
-W takim razie... giń! - Filia była w szoku. Nie tego się spodziewała.
-Xellos! Co ty... - nie dokończyła. Wiązka energii przeszyła ją na wysokości serca.

* * *

            Lina szła przez gęsty las główną drogą. Nagle dostrzegła w oddali zakapturzoną postać. Znajomą postać. Z uśmiechem na twarzy podbiegła do niej. Ów znajomy również się uśmiechnął i wziął ją w objęcia.
-Jak się cieszę, że cię widzę! - powiedziała z radością czarodziejka.
-Ja również, Lino. - zdjął kaptur i tą osobą okazał się nie kto inny jak... Zelgadis.
-Co jej powiedziałeś, Zel-chan?
-Nic. Po prostu odszedłem. A jak sobie poradziłaś z tym życiowym nieudacznikiem? 
-Olałam go. Ale przecież nie po to się spotkaliśmy aby o nich  dyskutować.
-Masz rację... kochanie. - ich twarze powoli zbliżały się aż wreszcie pocałowali się namiętnie. Niestety całe to zdarzenie ktoś widział z ukrycia.
-NIE!!! - zza krzaków wybiegł Gourry z mieczem - Nie zabierzesz mi jej ty bydlaku!!! Nie pozwalam!!! - patrzyli na niego ze zdziwieniem.
-Nie rozumiesz, że ona nic do ciebie nie czuje, idioto. Przejrzyj na oczy. - powiedział Zelgadis.
-Myślisz, że w to uwierzę?! Na pewno rzuciłeś na nią jakiś urok! - i ruszył na chimerę z całym impetem.
-Zel-chan, on mnie zaczyna denerwować... - szepnęła Lina.
-Rozumiem. - położył dłoń na ziemi - Dug Haut! - przed blondynem z ziemi wyrwał się ostro zakończony kamień, który go przebił na wskroś. Wisiał bezwładnie. Strugi krwi obficie spływały tworząc kałużę. Nie miał szans na przeżycie. Lina patrzyła na tą masakrę z obojętnością.

* * *

            Filia leżała nieruchomo w kałuży krwi ze straszną raną na piersi. Była na pół przytomna, ale rozumiała co się do niej mówiło. Patrzyła mętnym wzrokiem na Xellosa, który siedział na kamieniu. Spływające łzy mieszały się z krwią. Cierpiała. Nie zostało jej więcej jak pięć minut życia.
-I co teraz powiesz Filia-chan? Nie byłaś przygotowana na taki obrót spraw. Muszę ci powiedzieć, że im bardziej cierpisz, tym moja siła rośnie. Twój ból jest przepyszny. Pociesz się tym. - odparł z wrednym uśmiechem na twarzy - Wiem! Spełnię twoje najskrytsze marzenie. Podejrzewam, że zawsze chciałaś abym cię objął i złożył na twych ustach pocałunek. Zgadza się? Pocałuję cię, ale będzie to "Pocałunek Śmierci". Najpierw będziesz czuła gorycz, a następnie odejdziesz z tego świata. Tak... sprawi mi to największą przyjemność... - podszedł do niej i nachylił się.
-Proszę... - wydukała z trudem - Pożegnaj ode mnie Linę i... - przerwała aby nabrać powietrza - i powiedz jej aby nie robiła sobie wyrzutów sumienia. Ona zrozumie. - po tych słowach zamknęła oczy.
-Jeśli to twoja ostatnia wola, spełnię ją. A teraz... cierp. - pocałował ją. Było tak jak mówił. Czuła przeogromną gorycz płynącą z niespełnionego pocałunku. Zacisnęła mocno powieki, a łzy jeszcze obficiej zaczęły spływać jej po twarzy. Nagle poczuła jakąś energię, która przeszła przez jej umysł. Sparaliżowała ją. Jej głowa bezwładnie przechyliła się na bok. Dusza opuściła jej ciało.

* * *

            Po trzech godzinach marszu przed Liną i Zelgadisem pojawiła się jakaś młoda dziewczyna. Nie można było dostrzec jej twarzy gdyż zasłaniał ją padający na nią cień.
-Panie Zelgadisie! - młoda osóbka podbiegła do niego i wtuliła się w jego ciało - Jak to dobrze, że pana odnalazłam!
To była Amelia... Zelgadis odciągnął ją od siebie i spojrzał na nią takim wzrokiem, że przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
-Czy coś się stało, panie Zelgadisie? - Lina nie wytrzymała i stanęła pomiędzy nimi.
-A stało się Amelio! Zel-chan odszedł od ciebie ponieważ miał dość takiej smarkuli!
-Panno Lino, co też pani mówi...? - Amelia nie mogła uwierzyć w prawdę tych słów - Czy to prawda, panie Zelgadisie?
-Nie chciałem nic ci mówić żebyś nie cierpiała. Więc odszedłem.
-Więc to prawda... - spuściła głowę - Ale co pan robi z panną Liną?
-Pytanie. - bąknęła Lina - Jesteśmy parą i łączy nas prawdziwe uczucie miłości. Nie wiem jak mogłaś w ogóle myśleć, że taki dzieciak jak ty zasługuje na miłość prawdziwego mężczyzny! - księżniczka nie wytrzymała tego poniżania i musiała odreagować.
-ZAMKNIJ SIĘ!!! - wrzasnęła na rudowłosą. Następnie zrobiła salto i znalazła się na gałęzi drzewa - W imię sprawiedliwości, pokoju i prawdziwej miłości nie daruję pani tego, że w tak niegodny wobec człowieka sposób poniża swoich przyjaciół i wykorzystuje ich najmniejsze słabości! Dosięgnie panią ręka sprawiedliwości! A pan, panie Zelgadisie wcale nie jest lepszy! Gdyby był pan prawym człowiekiem zdobyłby się pan na odwagę aby powiedzieć prawdę! Ja i mój tatuś bardzo się pomyliliśmy co do pana!
-LINO INVERSE!!! - wszyscy odwrócili się w stronę osoby, która biegła w ich kierunku. Była to Sylphiel. Gdy stanęła przed nimi skierowała wzrok na Linę. Od kapłanki biła ogromna wściekłość i rozpacz. Płakała. Łzy miała wielkości ziaren grochu - Ty wiedźmo!!! Nie daruję ci tego, wiem że go zabiłaś!!! Nie miałaś powodu żeby to zrobić!!!
-Mówisz o Gourry'm? Nie zrobiłabym tego, ale się prosił. Nie rozumiał co do niego mówiłam więc nie miałam wyboru. - machnęła ręką - Powinnaś być mi wdzięczna. Oszczędziłam ci zbędnego bólu. On nawet nie zwróciłby na ciebie uwagi. - ziewnęła od niechcenia. Amelia słuchała z przerażeniem.
-Myślisz, że ci uwierzę?! Przysięgam, pomszczę Gourry'ego... - wysyczała przez zęby. Cofnęła się o kilka kroków i zaczęła inkantację - Tyś, który od nocy ciemniejszy! Tyś, który od krwi strugi czerwieńszy! Powołuję się na imię Twe potężne, w nurcie czasu zanurzone! Ciemności przysięgę składam! Iż na wszystkich głupców, którzy na naszej drodze stanąć mieli czelność, łącząc Twą i moją siłę, ześlę po równo zniszczenia moc! DRAGU SLAVE!!! - skierowała zaklęcie na Linę.
-Głupie... - odrzekła i uniosła ręce ku górze - Tyś, który od nocy ciemniejszy! Tyś, który od krwi strugi czerwieńszy! Powołuję się na imię Twe potężne, w nurcie czasu zanurzone! Ciemności przysięgę składam! Iż na wszystkich głupców, którzy na naszej drodze stanąć mieli czelność, łącząc Twą i moją siłę, ześlę po równo zniszczenia  moc! DRAGU SLAVE!!! - również wypowiedziała formułkę i dwie Kule Smoka zmierzyły się ze sobą. Niestety. Liny okazał się o wiele potężniejszy. Nastąpił wybuch. Wszystko było zrównane z ziemią. Sylphiel i Amelia poniosły sromotną śmierć. Zelgadis został przy życiu gdyż czarodziejka rzuciła na niego w międzyczasie barierę ochronną. Jej włosy energicznie powiewały we wszystkich kierunkach, a peleryna majestatycznie trzepotała na wietrze spowodowanym falą uderzeniową. Otrzepała się z kurzu i wzięła pod rękę swego ukochanego. Kontynuowali wędrówkę.

* * *

            Xellos siedział na gałęzi drzewa i pił herbatę.
-Naiwna... Jednak to prawda, wszystkie Smoki są głupie. Ups,
 poprawka, były. CHACHACHACHACHA!!! - zaczął się diabolicznie śmiać  - Chwała LON za to, że nie stworzyła mnie kimś innym niż Mazoku. Uczucia... Z nimi są same problemy. Przez nie jest się słabym. Nie to co Mazoku. Można nawet powiedzieć, że jest to rasa prawie idealna... No, ale ideały ideałami, a honor honorem. Trzeba spełnić jej życzenie. Gdzie ona może być... - wzniósł się ponad las i zaczął się rozglądać. Jego uwagę przykuły dwie postacie idące w niedalekiej odległości od niego - Ale mam dzisiaj fart. - ucieszył się i zniknął.

* * *

            Lina uwiesiła się szyi Zelgadisa i zaczęli składać sobie czułe pocałunki.
-Witam was przyjaciele! - przed nimi pojawił się Xellos - O, widzę, że wam przeszkadzam.
-Czego tu szukasz świrnięty kapłanie?! - obecność tego Mazoku zawsze wprawiała chimerę w zły humor.
-Och, nic takiego. Mam wiadomość do przekazania Linie.
-Jaką wiadomość? - Lina spojrzała na niego z dziwnym przeczuciem.
-Od Filii, jej ostatnią wolę przed śmiercią.
-Co takiego?! Ona... ona nie żyje...? - upadła na ziemię - Filia, nie...
-Niedaleko jest jej ciało, chcesz tak iść?
-Prowadź! - rozkazała.
Po chwili. Lina nie mogła uwierzyć w to co widziała. Od czasu pokonania Dark Stara stały się najlepszymi przyjaciółkami i wzajemnymi powierniczkami.
-Co mówiła przed śmiercią? - spytała Demona.
-Kazała cię pożegnać i prosiła żebyś nie robiła sobie wyrzutów sumienia.
-Nie rozumiem... - nagle ją olśniło - Chwileczkę, co było przyczyną jej śmierci? - spojrzała podejrzanie na kapłana. Ten otworzył oczy co nie wróżyło nic dobrego.
-Ja ją zabiłem. - uśmiechnął się wrednie.
-Wiedziałam! Niech cię piekło pochłonie! - schowała twarz w dłoniach - To wszystko moja wina... Wiedziałeś, że ona cię kochała?!
-Owszem, ale chyba wiedziała, że nie jestem wyposażony w coś takiego jak miłość.
-To moja wina... Byłam przekonana, że coś do niej czujesz. Wtedy to było tak wyraźne, wręcz namacalne. Powiedziałam jej, że na pewno ją zrozumiesz, a tymczasem...
-A tymczasem borem, lasem... Wszyscy jesteście pomyleni...
-Nie! Nie wybaczę ci tego! - była wściekła -  Panie Ciemności czterech światów! Daj mi całą swą moc, którą posiadasz! Mieczu czarnej, zimnej pustki... wyrwij się z niebiańskich okopów! Stań się jednością z moją siłą, jednością z moim ciałem... i idźmy razem ścieżką destrukcji! O mocy, która potrafisz zmiażdżyć dusze bogów!  LAGUNA BLAAADE!!! - rzuciła się na niego. Ten, zaskoczony nie zdołał się obronić i został poważnie ranny w prawe ramię. Syknął z bólu i cofnął się.
-Nieładnie panno Inverse... - uśmiechnął się tajemniczo i pstryknął palcami. Lina usłyszała krzyk agonii za sobą. Kiedy się odwróciła była przerażona. Zelgadis płonął krwisto-czerwonym ogniem.
-Zel-chan, nie!!! Demona Crystal! - rzuciła na niego lecz to nic nie pomogło. Była bezradna. Po chwili Zelgadis, cały zwęglony, padł trupem na ziemię - NIE!!! - czarodziejka oszalała z rozpaczy - Dlaczego to zrobiłeś?!!!
-Nie trzeba było mnie prowokować. - uśmiechnął się - Zresztą zawsze chciałem to zrobić. - wyszczerzył zęby.
-Ty potworze!!!
-Też mi coś. Wcale nie jesteś lepsza od Mazoku! Ty również zabiłaś osobę, która cię kochała. Do tego tą osobę kochał ktoś inny. Ją też zabiłaś. Jeszcze ta mała obrończyni sprawiedliwości. Do celu po trupach, co?
-Siedź cicho! Nie daruję! Pomszczę i Filię, i Zelgadisa! Tyś, która od mroku ciemniejsza! Tyś, która od nocy głębsza! Mroku Pani o złota kolorze, któraś w Morzu Chaosu zanurzona! Tobie prośbę składam! Tobie przysięgam! Iż na wszystkich głupców, którzy na naszej drodze stanąć mieli czelność, łącząc Twą i moją siłę, ześlę po równo zniszczenia moc! GIGA SLAVE!!!
-Chyba żartujesz! Chcesz zagłady całego wszechświata?!
-Na twoje nieszczęście perfekcyjnie opanowałam to zaklęcie i ryzyko, że przestanę je kontrolować jest równe zeru! Zginę, ale ty razem ze mną! A tak swoją drogą, jestem lepsza od Mazoku, ponieważ w przeciwieństwie do jednego z nich ja potrafię... kochać! Giń śmieciu!!! - już kierowała zaklęcie na Demona gdy ten wystrzelił w nią wiązką energii.
-Nie uczysz się na własnych błędach... O jednym zapomniałaś...
-A niech cię, Xellos!!! - zdążyła krzyknąć. Przestała panować nad destrukcyjną bronią. Nastąpiła eksplozja, która ich pochłonęła. Następnie najbliższą okolicę... miasta... państwa... kontynent... ich świat... aż wreszcie ogarnęła cały wszechświat. Wszystko pogrążyło się w chaosie...
Gdzieś w oddali było słychać ciche, łkające echo, które mówiło:
-Życie jest niesprawiedliwe...

THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz